17 lipca 2017r. siedzimy pod kwaterą w Zakopanem i planujemy gdzie by to się jutro wybrać. W końcu Piotrek rzuca hasło, że może by tak wybrać się do Doliny Pięciu Stawów później przez Świstówkę do Morskiego Oka. Postanowione!!! Pobudka przed 5 rano ok 5:30 zbiórka. Pozwolę sobie wspomnieć, że nie jestem rannym ptaszkiem, ale jeśli chodzi o wyprawy w góry to mogę wstać nawet o 2 w nocy i na moich ustach będzie gościł uśmiech.
Ruszamy!!!W sumie jest nas 10 osób, w tym mój 68 letni Tata.
Wysiadamy na Palenicy, kupujemy bilety i wchodzimy na szlak, który o dziwo już nie jest pusty, powoli gromadzą się ludzie żądni wspaniałych widoków jak my. Wchodzimy na asfaltową drogę i kierujemy się w stronę Morskiego Oka, a następnie odbijamy na szlak, który prowadzi nas do Doliny Pięciu Stawów Polskich. Droga jest dosyć stroma i wydaje się nie mieć końca, moja siostra, która dopiero pierwszy raz jest w górach wygląda jakby za chwilę miała dostać wylewu więc dostała ksywkę Pelargonia. Idziemy cały czas pod górę rozkoszując się widokami i co jakiś czas cykając fotki.
Dochodzimy do Wielkiej Siklawy robimy kilka fotek.



Idziemy dalej, jeszcze tylko trochę pod górkę i naszym oczom ukazuje się wspaniały Wielki Staw Polski oraz schronisko w Dolinie Pięciu Stawów, w końcu można troszkę odpocząć i coś zjeść.



Po odpoczynku ruszamy dalej podziwiając wspaniałe widoki.







Kierunek Morskie Oko, idziemy po kamienistej drodze w górę a później nareszcie w dół miejscami dosyć stromej ale najważniejsze, że mój Tata daje radę , nie spowalnia nas, a w niektórych momentach idzie przed nami, jeśli zostaje w tyle to nie musimy długo na niego czekać i myślę sobie


” Boże ja w tym wieku to wątpię że wybiorę się w góry ”


Robimy małą przerwę przysiadając na jakiejś półeczce skalnej
Zaczynają gromadzić się chmury i słyszymy w oddali odgłosy burzy, dostajemy sprinta i w dosyć szybkim czasie dochodzimy do asfaltowej drogi prowadzącej do Morskiego Oka. Przysiadamy na skraju ścieżki i czekamy na resztę ekipy Ulewa zaczyna się na całego, deszcz leje jak z cebra, ale ja mam takie szczęście, gdy idę do Morskiego Oka zawsze pada, no cóż widocznie taka kolej rzeczy, może kiedyś będzie mi dane zobaczyć to miejsce w promieniach słońca, ale jak narazie nie ma na to szans. Czas wracać do domu, ale po drodze czeka nas mała niespodzianka, gdyż mamy okazję zobaczyć sarnę, która widocznie ma w nosie, że pada i spokojnie skubie sobie trawę, nawet nie przeszkadzają jej tłumy ludzi którzy zgromadzili się i zaczęli robić zdjęcia.

Dochodzimy do Palenicy i czekamy na naszą taksówkę, głodni, zmęczeni, przemoknięci ale cholernie szczęśliwi, że mieliśmy tak wspaniałą wycieczkę.
Katarzyna Szafran